Powered By Blogger

środa, 21 sierpnia 2019

Szara rzeczywistość...

Urlop, urlop, i po urlopie. Nastała szara rzeczywistość, od poniedziałku już pracuję. Na szczęście nie mam dużych zaległości. Urlop minął bardzo szybko i fajnie, samopoczucie było dobre, razem z żoną wykorzystywaliśmy nasz wyjazd jak tylko się dało. Całą trasę z Lubska do Szczecina zaplanowałem szlakiem Turystycznym. Pojechaliśmy sobie spokojnie bez pośpiechu. Niestety z 7 czy 8 zaplanowanych znaczków zdobyliśmy tylko 3 ponieważ we wszystkich miejscach się pokończyły. Cała relacja wyjazdu będzie w osobnym poście mm nadzieję, że szybko. Teraz jeszcze walczę z remontem dzisiaj udało już się przykręcić pierwszą płytę na suficie w salonie - nawet nie wiecie jak bardzo z tego się cieszę. Jutro przerwa od remontu więc myślę, że na weekend skończę cały sufit i będę się mógł wziąć za ściany. Widzicie remont mi teraz zabiera dużo czasu więc, ciężko pogodzić mi bloga i inne sprawy, ale jakoś się pomału udaje może nie jest tak jak bym chciał, ale zawsze mogło być gorzej. Kto jest przed urlopem to życzę miłego urlopu,a kto tak jak ja wrócił do ,,szarej rzeczywistości'' dobrego wdrożenia się w pracę i inne obowiązki...



PREZES   

poniedziałek, 12 sierpnia 2019

W życiu nie ma sztywnych reguł...

Dawno mnie nie było na blogu ponieważ dużo się działo, naprawdę tyle się działo, że nawet nie miałem głowy ani szans na żaden wpis. Wiem deklarowałem się, że będzie inaczej, ale jak przeczytacie wszystko to mam nadzieję, że wszystko zrozumiecie. Wszystko zaczęło się od pracy.  Ostatnio był ciężki, okres dużo nadgodzin, upalne słońce, które bardzo wykańczało. Pod koniec czerwca mieliśmy również przeprowadzkę w nowe miejsce, więc musiałem się skupić na całym tym przedsięwzięciu. W sumie wszystko było na mojej głowie. To była już piąta moja przeprowadzka mam nadzieję, że już ostania, w końcu życie da chyba trochę odpocząć. W tym okresie spotkała mnie i moją żonę również miła niespodzianka w sumie chyba coś najlepszego, co może spotkać ludzi - męża i żonę. Przed samą przeprowadzką dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli dziecko. Nie wyobrażacie sobie nawet jaki byłem szczęśliwy. Po takiej informacji zupełnie wszystko się zmienia, w głowie wszystko inaczej się układa. Niestety podczas pierwszej wizyty u pani ginekolog nie wszystko było już takie fajne. Po zrobieniu USG okazało się, że ciąża jest zagrożona i wokół zarodka są dwa krwiaki, był to szósty tydzień. Otrzymaliśmy receptę na leki rozbijające krwiaki i termin na kolejną wizytę za dwa tygodnie. Na kolejnej wizycie w sumie wszystko się skończyło - był to ósmy tydzień usłyszeliśmy, że zarodek urósł, że krwiaki zniknęły ale... Ale serduszko u dziecka się nie rozwinęło. W jednej chwili wszystko pękło. Cała radość i szczęście zamieniły się w smutek, żal, gorycz. Czekasz na coś, co tak naprawdę jest ogromnym cudem a tu okazuje się że nic z tego nie będzie - no cóż czasami tak się dzieje i na nic nie mamy wpływu. Ostatni raz tak się czułem, gdy dowiedziałem się, że jestem  chory. Pani doktor powiedziała, że żona musi iść do szpitala. Cały weekend był rozwalony, w poniedziałek moja żona poszła do szpitala. W szpitalu maskara, zero ludzkiego podejścia nikt nic nie wie. Podczas odwiedzin na drugi dzień bardzo podobnie, najgorsze było to kiedy siedzieliśmy w świetlicy rozmawialiśmy a koło nas spacerowały ,,świeżo upieczone" mamy. Widok jeden z najgorszych, gdzie czułeś się rodzicem a nagle nie jesteś w sercu przeżywasz wszystkie negatywne uczucia a tu widok nowo narodzonego dziecka - zero logistyki w szpitalu. Podobnie było kiedy moja żona miała wychodzić to już w ogóle była masakra. Niby miała wyjść po czym spędziłem pięć godzin w szpitalu i dalej nikt nic nie wiedział w końcu jednak nas wypuścili i mogliśmy wrócić, ale w XXI wieku taka organizacja to jest parodia a jednocześnie masakra. W ogóle nie zobaczyliśmy się z lekarzem prowadzącym pielęgniarka nie miłą z pretensjami najlepsze było to jak pielęgniarka powiedziała, że jeszcze musimy ogarnąć sale przed wyjściem. Biurokracja też okropna. Po całym zabiegu dostaliśmy trzy możliwości z pochówkiem naszego dziecka (utylizacja, mogiła zbiorowa, pogrzeb z prawdziwego zdarzenia). Zdecydowaliśmy się na ostatnią opcję. W takim przypadku trzeba było wykonać badania DNA na określenie płci dziecka. Znaleźliśmy klinikę w Katowicach po umówieniu telefonicznym i wypełnieniu sterty dokumentów umówiliśmy kuriera na odebranie materiału do badania, była też możliwość przeprowadzenia badania na przyczynę tego co się stało - też się na to zgodziliśmy. Podczas wychodzenia ze szpitala zostawiliśmy dokumenty dla kuriera i powiedzieliśmy, że rano przyjedziemy dopilnować całej wysyłki. Po czym pani pielęgniarka powiedziała, że przekaże wszystko rannej zmianie. Rano pojechaliśmy do szpitala wszystkiego dopilnować. Po przyjeździe okazało się, że nikt nikomu nic nie przekazał ale wszystko jest przygotowane do wysyłki. Spotkaliśmy też lekarza, który powiedział, że nie dostaniemy wypisu, ale dał chociaż receptę z antybiotykiem. Wypis dostaliśmy dopiero po tygodniu. Wyniki genetyczne wykazały, że mieliśmy córkę. Był to naprawdę ciężki okres dla nas w pracy na szczęście nie maiłem problemów z tego powodu najpierw wziąłem trzy dni urlopu na przeprowadzkę a potem musiałem wziąć jeszcze trzy na szpital i wizyty w szpitalu. Na szczęście mieliśmy ogromne wsparcie w rodzinie i przyjaciołach, którzy pomogli w przeprowadzce, potem jak musiałem być przy żonie też pomagali kwestia zwykłego posiłku czy rozmowy była wtedy bezcenna. Wszystko wtedy zbiegło się w jednym czasie przeprowadzka ciąża co za tym idzie też szpital i jeszcze okazało się że na mieszkaniu trzeba zrobić remont. W pewnym momencie myślałem, że już nie dam rady jednak udało się przede wszystkim dzięki pomocy wszystkim bliskim - DZIĘKUJĘ WAM.  Po tym wszystkim było coś najgorszego co może spotkać człowieka - co może spotkać rodzica pogrzeb własnego dziecka. W tym dniu też otrzymaliśmy ogrom wsparcia, ale też nieco rozczarowania bo niektórzy nas bardzo zawiedli w tym dniu. Tak naprawdę to tylko świadczy o tych osobach.  Jean de la Bruyere powiedział takie słowa :  - ,,Śmierć przychodzi tylko raz, ale czuje się ją w ciągu całego życia.'' Wiem, że rozpamiętywanie i skupianie się na tym wszystkim nie jest dobre i nie rozpamiętujemy tego dlatego też postanowiłem o tym wszystkim napisać, po prostu trzeba nauczyć się z tym żyć i o tym umieć mówić - rozmawiać  , ale też nie mogę zapomnieć o mojej córeczce. Nie chcę tego rozpamiętywać po prostu takie zdarzenia pamięta się do końca życia a jeżeli o tym się mówi to też jest duża odwaga. Kto przeżył coś takiego to wie o czym mówię. Najważniejsze to też to, aby nie tracić nadziei ani radości z życia po mimo tak traumatycznych wydarzeń. Razem z żoną jesteśmy pewni, że będziemy mieli jeszcze dziecko. Na pewno nam się uda.  Teraz chyba rozumiecie dlaczego była taka przerwa od prowadzenia bloga. Od ostatniego wpisu miałem tylko dwa ataki na szczęście bardzo łagodne stan mojego zdrowia w ostatnim czasie powiedziałbym, że jest fajny. W zeszłym tygodniu byłem na kontroli u neurologa. Leki mam brać tak jak brałem mam pilnować poziom Sodu w organizmie - muszę zrobić badania w tym kierunku bo ostatnio dostałem skierowanie na takie badania, ale zrobili nie to co trzeba no czasami tak jest. Muszę zrobić jeszcze EEG i w październiku pojechać do kontroli. Najważniejsze, że wszystko jest ok. W ten weekend byliśmy z żoną we Wrocławiu co prawda nie turystycznie, ale relacja z tego co udało nam się zobaczyć też będzie jutro jedziemy na mały urlop do Szczecina i może zahaczymy o Polski Bałtyk. Chciałem Wam też powiedzieć, że jestem zmuszony zmienić ,,politykę'' bloga ze względu na brak czasu nie będę dawał dużych opisów zdjęć  miejsc, które odwiedzamy. Chcę zrobić małe wprowadzenie ewentualnie opis i tylko podpisy zdjęć. Myślę, że fajnie to wyjdzie a jak nie to trudno ;). Oczywiście relacja z wyjazdów będzie i chcę jeszcze wrócić do wyjazdów majówkowych. Mam nadzieję, że ten wpis się Wam spodoba i zrozumiecie długą przerwę...

PREZES