Powered By Blogger

poniedziałek, 26 marca 2018

Słabo...

Witajcie długo nic nie pisałem ponieważ ostatni tydzień był bardzo słaby. Tylko jak wracałem z pracy to kładłem się na przysłowiowe 15 minut a spałem ponad 4 godziny. Nie wiem czy to przez zwiększoną dawkę leku czy pogarszającym się stanem mojego zdrowia nawet nie wnikam. I tu kolejne sytuacje, w których sprostała moja żona i wszystkim się zajęła , gdy ja byłem bezsilny. W jednym z wpisów pisałem, że wszystko muszę planować, ale poprzedni tydzień i kolejne dni pokazały, że większość dni to tak zwana loteria kładziesz się w świetnym humorze lub dobrym zdrowiem a wstajesz całkiem rozwalony lub odwrotnie. To kolejny etap, w którym muszę się odnaleźć kolejne doświadczenia przede mną. Jestem osobą, która nie lubi nikogo oszukiwać po prostu mam taką zasadę, ale niestety ostatnio ją złamałem. Zacząłem oszukiwać, ale nikogo z moich bliskich czy ludzi w pracy. Po prostu zacząłem oszukiwać sam siebie, nawet nie wiem kiedy to się stało,  nie ukrywam, że z tym walczę bo jest to naprawdę ciężkie. Moje oszukiwanie polega na tym, że mówię sobie: ,,jest ok'', ,,nie czuję się tak źle'' , ale często jest zupełnie inaczej. Myślę, że z tym wygram. Ostatnio też nazbierało mi się za dużo spraw w pracy ogień z chorobą ogień w głowie miliony myśli o tym jak jest i będzie. Co też przekłada się na stres w jakimś stopniu i na moje zachowanie. Ostatnio dużo słyszę, że jestem nerwowy, i że wszystko mnie denerwuje. I rzeczywiście tak jest, będąc w sklepie zdenerwowało mnie np. to, że pani ekspedientka ukroiła za dużo szynki niż o to prosiłem lub krzyki dzieci na ulicy. Moje nastawienie ostatnio może nie jest rewelacyjne, po prostu ciężko mi jest się pogodzić z pewnymi sytuacjami na niektóre i tak nie mam wpływu. Jestem jak ten ,,ludzik'' na ilustracji.

Raz na górze raz na dole tak już po prostu jest. I jeżeli spada się w dół to trzeba wspinać się dalej w górę i być na tym szczycie jak najdłużej. Najbardziej rozwala mnie to, że wiele ludzi myśli że moje życie jest super rewelacyjne. To prawda mam kochającą żonę, fajnego psa, pracę. Widzę wiele plusów. Większość ludzi czy znajomych myślą, że nas zna, a tak naprawdę tak nie jest. To, że z żoną często się uśmiechamy, gdzieś razem pojedziemy, coś zrobimy wspólnie - to tylko momenty - miłe chwile, które pomagają nam zapomnieć o troskach życia czy problemach. Najgorsze dla mnie jest to, że ci którzy powinni to rozumieć lub widzieć wcale tego nie widzą, ale to już ich problem. Ja sobie z tym radzę. Widzę po prostu jak takie sytuacje krzywdzą moją żonę. Ale jak nie ma zainteresowania to tak jest, jak będzie za późno to wielu się dopiero obudzi. Jest tak ponieważ;


 ,,Świat ciągle gna do przodu, pędzi ile sił
Największy ludzi problem pędzić razem z nim
Nie każdy daje radę, walka ciągle trwa''.



A ja mam taką dewizę na życie; 

,,Zrobię co chce, spełnię swe marzenia
Choć płynie czas, chociaż świat się zmienia
Życiu na wprost, stawie wielki opór
A gniew i złość, pozostaną w mroku''.



 Najważniejsze to nie stać w miejscu tylko iść do przodu głowę należy unieść i walczyć z tym co nas atakuje.  Wiem, że Wam też się to uda !!!


PREZES

czwartek, 15 marca 2018

,,Odwaga to panowanie nad strachem a nie brak strachu...''

,,Odwaga to panowanie nad strachem a nie brak strachu'' - autorem tych słów był Mark Twain. Każdy człowiek na ziemi się czegoś boi. Strach jest w każdym z nas, ale to tylko od nas zależy czy pozwolimy aby strach wygrał w walce, którą z nim toczymy. Najważniejsze jest to, aby przyznać się, że jednak czegoś się boimy i nie koniecznie przed innymi, ale przede wszystkim przed SAMYM SOBĄ. Jeżeli mówimy o strachu to warto się też zastanowić co to w ogóle co to jest strach ? W Wikipedii definicja strachu brzmi następująco; ,,Strach – jedna z podstawowych cech pierwotnych (nie tylko ludzka) mających swe źródło w instynkcie przetrwania. Stan silnego emocjonalnego napięcia, pojawiający się w sytuacjach realnego zagrożenia, naturalną reakcją organizmu jest np. odruch silnego napięcia mięśni a w konsekwencji ucieczka lub walka. Spowodowany jest zdolnością zapamiętywania i kojarzenia podobnych sytuacji (podobna sytuacja w przeszłości miała groźny skutek) oraz w przypadku ludzi umiejętnością abstrakcyjnego myślenia (z mojej decyzji wyniknie sytuacja która spowoduje groźny skutek). Nierozerwalnie związany z przyszłością (odstęp czasowy jest nieistotny) gdyż zdarzenia z przeszłości odczuwamy inaczej (żal po jakiejś stracie) a jeszcze inaczej teraźniejsze (ból sprawia nam cierpienie). Straty lub bólu mającego nadejść możemy się bać (odczuwamy przed nimi strach). Strach może mieć skutek pozytywny gdy efektem jest ochrona nas lub naszego interesu albo negatywny gdy powstrzymuje nas przed konsekwentnym dążeniem do celu. Jest subiektywny gdyż ten sam spodziewany skutek nie zawsze i nie u wszystkich spowoduje poczucie zagrożenia.''  Także strach to cecha, którą ma każdy z nas więc jak ktoś mówi, że niczego się nie boi to niech się nie oszukuje. Niektórzy boją się pająków, wysokości, ciemności lub jeszcze wielu innych rzeczy lub sytuacji. Odkąd zachorowałem to na początku bałem się, że jak zasnę to czy rano się obudzę lub kiedy będę miał następny atak, wraz z rozwojem choroby strach się nasilał jeszcze w innych dziedzinach życia. Nie dałem mu się sparaliżować chociaż niekiedy było ciężko i do dzisiaj nawet tak jest niekiedy. Najbardziej bałem się tego czy dam radę jak założę rodzinę. Najbardziej bałem się bałem tego czy dam radę poprosić moja żonę o rękę. Nie bałem się tego że powie ,,NIE'', ale że coś mi nie wyjdzie że w tym dniu będę źle się czuł lub co najgorsze dostanę ataku.  Wszystko jednak się udało. Oświadczyłem się w kwietniu 2016r. a przygotowania już robiłem od września 2015r. W listopadzie 2015r. kupiłem pierścionek a potem po woli realizowałem plan, który wcześniej zaplanowałem. Nie chciałem, żeby to było coś ,,banalnego'' ale też nie chodziło mi o jakiś ,,przepych''. Postanowiłem, że zabiorę moja wybraną na Zamek Czocha oświadczę się na zaporze Leśniańskiej a potem jeszcze pojedziemy do Wałbrzycha na Zamek Książ. Najważniejsze było to abym był wyspany, żeby organizm był wypoczęty to było połową sukcesu. Największe obawy miałem gdy już klękałem - pomyślałem tylko dasz radę i się udało. Cały dzień był bardzo udany i szczęśliwy. Cały półroczny plan się udał kwiaty, pierścionek, wycieczka, obiad. Powrót co prawda był już bardzo męczący, ale to chyba przez to że było dużo emocji stresu a później już zmęczenie. Na następny dzień już to odczułem. Kolejnym takim dniem gdzie ogarniał mnie strasznie strach to sam dzień ślubu 17.09.2017r. To już była masakra cały czas się bałem, żeby tylko dać radę, żebym się źle nie czuł, żeby w urzędzie nic się nie stało na sali weselnej i też się udało. Co prawda pod koniec wesela już ledwo siedziałem ale wytrwałem. Wszystko się udało według moich planów. To jest moja recepta na wiele sytuacji dobry plan. Co prawda nie można wszystkiego zaplanować niekiedy coś wypada nagle spontanicznie co też jest fajne a czasami jest coś nie przewidywalnego - ze wszystkim można sobie poradzić. Strach jest w każdym z nas i może wystąpić nagle. Nie pozwólmy, żeby ta cecha nas paraliżowała lub powodowała, że się poddamy strach też może działać mobilizująco więc też to wykorzystujmy. Panowanie nad strachem jest możliwe.


 PREZES 

poniedziałek, 12 marca 2018

Wizyta kontrolna...

W piątek miałem wizytę kontrolna u neurologa. Myślałem, że wpis uda mi się umieścić odrazu ale jakoś źle się czułem a weekend to już nawet nie ma co mówić - taka porażka z samopoczuciem. Pojechałem do lekarza z żoną. Oczywiście problemy już na poczekalni z kolejką, ale to norma. Sama wizyta u lekarza nie usatysfakcjonowała mnie. Lekarz tylko powiedział, że torbiel jak był tak jest, trzeba to skonsultować z neurochirurgiem  zrobić EEG i za pół roku kontrol. Na tym badaniu z RM wyszło, że mam niedorozwiniętą tętniczkę kręgową z lewej strony. Na moje pytanie co z tym dalej robić to lekarz powiedział, że nic nawet nie wytłumaczył co to jest. Znowu została mi podniesiona dawka leku więc znowu organizm  jest na ,,karuzeli''. To by było tyle z wizyty. Najbardziej zdenerwowało mnie to, że jak byłem prywatnie to było inne podejście a jak na kasę chorych to zupełnie inne. Nie lubię czegoś takiego. W piątek postanowiłem również odebrać swoją dokumentację medyczną od neurologa dziecięcego. Bo jako dziecko miałem jakieś dwie wizyty. I oczywiście podczas odbioru kolejne problemy a na co to Panu a po co i seria pytań od rejestratorki. W tym kraju nic normalnie nie można już załatwić. Podczas czytania tych starych kart przeczytałem że w roku 2011 miałem w karcie wpisany symbol G40. Jest to symbol mojej choroby - epilepsji. I tu kolejne zdenerwowanie bo wtedy nikt nikomu nie powiedział, że jestem chory na epilepsje i w sumie dwa lata leczenia w plecy bo nic nie było robione. I jak tu wierzyć lekarzom ?    Także miniony piątek nie należał do najlepszych, ale z głową do góry cały czas idę do przodu.



PREZES

środa, 7 marca 2018

,,W życiu bo­wiem is­tnieją rzeczy, o które war­to wal­czyć do sa­mego końca..''.

,,W życiu bo­wiem is­tnieją rzeczy, o które war­to walczyć do samego końca'' są to słowa Paulo Coelho. Odkąd zachorowałem wryłem sobie ten cytat w pamięć i często go sobie powtarzam lub przypominam. Wczoraj razem z żoną pojechaliśmy po wynik rezonansu, który miałem robiony w czwartek. Dużo rzeczy jest bez zmian, ale też doszły nowe sformułowania, które będzie musiał wyjaśnić mi lekarz bo ich nie rozumiem. Sam odbiór wyniku nie był straszny. Najgorsze wczoraj było to, że po drodze dostałem atak... Jak to po ataku czułem się senny głowa zaczęła strasznie boleć i zero chęci do życia znowu jak to po ataku. Wiem, że inni są w gorszej sytuacji niż ja, ale po prostu nie umiem się z tym pogodzić, że gdy jest wyładowanie podczas ataku to nie mam mocy to jest najgorsze. Moja kochana żona wszystkim się już zajęła pomogła mi przy odbiorze tego wyniku, gdy wróciliśmy do domu kazała mi się położyć i odpoczywać przygotowała kolacje. Co ja bym bez niej zrobił ? Pewnie nie wiele - dlatego bardzo się cieszę, że ją mam. Niestety wczoraj moja żona pękła i poroniła kilka łez mówiąc  mi przy tym, żebym się nie poddawał przy walce z chorobą, żebym cały czas walczył do samego końca ile się da. Nagarnęła mi trochę ,,węgli'' na głowę. Bo tak naprawdę mam dla kogo walczyć - mam wspaniałą żonę którą bardzo kocham i wiem, że ona mnie kocha. Już tyle razem przeszliśmy a przejdziemy jeszcze więcej i dalej. To dzięki niej robię krok w przód a nie w tył zawsze tak było odkąd ją poznałem. Jak się poznaliśmy to byłem jeszcze zdrowy było 28.08.2012r. Na początku nasze relacje nie były najlepsze ale z czasem zaprzyjaźniliśmy się, gdy zachorowałem zawsze przy mnie była zawsze jeździła ze mną na wszystkie badania. Mówiła mi, że będzie dobrze, że sobie poradzę, żebym się nie załamywał tym, że kiedyś byłem zdrowy i nigdy już nie będę. W sumie to dzięki chorobie też ją bliżej poznałem i jeszcze bardziej polubiłem a potem pokochałem. Nawet, gdy się dowiedzieliśmy, że mam astmę - kolejną nie uleczalną chorobę to powiedziała: ,,Nie martw się i z tym sobie poradzimy''. Jak by nie to, że ona jest taka silna to ciężko by  było zemną. Często widzę jak ona już też ma dosyć, ale uśmiecha się do mnie i mówi: ,,Kocham Cię, damy sobie rade''. Jak byłem zdrowy to nie odpuszczałem nawet najmniejszej sprawy i teraz się też nie poddam po mimo słabego samopoczucia czy zdrowa nie przegram z chorobą. Mam dla kogo walczyć i dla kogo żyć poza tym jak to powiedział Paulo Coelho ,,W życiu bo­wiem is­tnieją rzeczy, o które war­to wal­czyć do sa­mego końca'' , lub parafrazując ,W życiu bo­wiem is­tnieją  LUDZIE o których i dla których war­to wal­czyć do sa­mego końca.

PREZES

wtorek, 6 marca 2018

Czy bać się epileptyków ?

Od kiedy zachorowałem i inni dowiadywali się, że jestem chory. Zaraz zaczynały się serie pytań: Jak się mam zachować ? Co mam zrobić jak dostaniesz ataku ? Nie wiem czy sobie poradzę ? Strach niestety osób postronnych przy tej chorobie to norma. Ponieważ nie mają wiedzy na czym polega ta choroba, jakiej pierwszej pomocy udzielić. Na temat epilepsji krąży również wiele mitów i legend może to jest też dużą przyczyną zachowania ludzi.

Padaczka, epilepsja – grupa przewlekłych zaburzeń neurologicznych charakteryzujących się napadami padaczkowymi. Napad padaczkowy zaś jest wyrazem przejściowych zaburzeń czynności mózgu, polegających na nadmiernych i gwałtownych, samorzutnych wyładowaniach bioelektrycznych w komórkach nerwowych. Napady są epizodami o różnym nasileniu, od krótkich i prawie niezauważalnych po długie, silne wstrząsy. Napady powtarzają się i nie mają bezpośredniej przyczyny, natomiast napady pojawiające się na skutek konkretnej przyczyny nie muszą wiązać się z tą chorobą.

W większości przypadków przyczyna choroby jest nieznana, przy czym u wielu osób epilepsja rozwija się m.in. na skutek urazu mózgu, udaru, guza mózgu, a także stosowania narkotyków i nadużywania alkoholu. Napady padaczkowe są wynikiem nadmiernej, nieprawidłowej aktywności komórek nerwowych kory mózgu. Diagnoza zwykle opiera się na wyeliminowaniu innych chorób mogących dawać podobne objawy (np. omdlenie) oraz sprawdzeniu, czy istnieją bezpośrednie przyczyny tych objawów. Diagnozę padaczki zwykle potwierdza się elektroencefalogramem (EEG).

Padaczka jest nieuleczalna, jednak w niemal 70% przypadków jej napady można kontrolować lekami. W przypadkach braku reakcji na leki można rozważyć leczenie operacyjne, neurostymulację lub wprowadzić zmiany w diecie. Padaczka nie zawsze jest chorobą dożywotnią i u wielu osób następuje poprawa do tego stopnia, że przyjmowanie leków staje się niepotrzebne.

Na padaczkę cierpi ok. 1% ludzi na całym świecie (65 milionów), przy czym niemal 80% z nich mieszka w krajach rozwijających się. Liczba zachorowań wzrasta z wiekiem. W krajach rozwiniętych nowe przypadki padaczki odnotowywane są głównie u niemowląt i osób starszych; w krajach rozwijających się, natomiast, u starszych dzieci i ludzi młodych. Dzieje się tak na skutek różnicy w przyczynach choroby. Około 5–10% wszystkich osób doświadcza nieprowokowanego napadu przed ukończeniem 80 roku życia, a prawdopodobieństwo wystąpienia drugiego napadu wynosi 40 do 50%. W wielu częściach świata osoby cierpiące na padaczkę nie mogą prowadzić pojazdów lub ich zdolność do prowadzenia jest ograniczona, ale może być przywrócona po pewnym okresie bezepizodowym.


A jak się zachować, gdy zauważymy, że ktoś ma atak epileptyczny ? 

Bardzo ważne jest wyzbycie się lęku przed udzielaniem pomocy chorym na padaczkę. 


Jest to pierwszy krok, który może nas przybliżyć do pełnej akceptacji chorych w społeczeństwie. Wyeliminowanie obaw przed udzielaniem pierwszej pomocy podczas napadu padaczkowego, to najważniejszy element walki z uprzedzeniami związanymi z tą chorobą.
1. Zachowaj spokój. Większość napadów ustępuje samoistnie w ciągu 2-3 minut. 


2. Jeżeli chory znajduje się w miejscu niebezpiecznym np. na ulicy, zapewnij mu bezpieczeństwo. Aby uniknąć obrażeń połóż głowę na miękkim podłożu. 

3. Ułóż chorego na boku - taka pozycja chroni przed zakrztuszeniem się, ale nie próbuj go przytrzymywać. 

4. Nigdy NIE WKŁADAJ choremu żadnych przedmiotów DO UST - to nie pomaga a może doprowadzić do urazów podniebienia, ust i zębów. 

5. Po napadzie chory może być zamroczony przez 5-30 min. Zostań przy nim tak długo, aż jego stan wróci do normy. 

6. Nie podawaj żadnych leków ani nic do picia i jedzenia. 

7. Nie budź chorego po ataku, zapewnij mu spokój. 
Sen po napadzie jest zjawiskiem naturalnym i korzystnym dla chorego. 

8. Jeżeli napad przedłuża się dłużej niż 5-7 min. to zawiadom Pogotowie Ratunkowe tel.999. Jeśli napad ustąpi, a chory jest leczony nie ma takiej potrzeby by wzywać pogotowie.



Pamiętajcie epilepsja nie jest chorobą, której należy się bać wystarczy trochę o niej poczytać, porozmawiać z ludźmi, którzy na nią chorują i strach, oraz paraliż zniknie. Sam atak może wyglądać groźnie ale zachowanie zimnej krwi pomoże choremu dobrze go przejść...


PREZES​

poniedziałek, 5 marca 2018

,,Chore'' perypetie...

Na kolejnej kontroli u lekarza w sumie się nie dowiedziałem dużo. Choroba może być od tego torbiela, ale nie musi. Ataki nadal były i do dzisiaj są z tym, że z różną częstotliwością. Cały czas kontrol EEG, TK i co pół roku RM. No i oczywiście eksperymenty z lekami jak było ok to po jakimś czasie znowu ataki i kolejna zmiana leków w sumie już do tego się przyzwyczaiłem - z tym, że jestem chory to już chyba nigdy się nie pogodzę. Ostatnio jednak mi się pogorszyło i znowu się podłamałem tym wszystkim... U mojego lekarza prowadzącego byłem ostatnio w listopadzie 2017r miałem mieć kolejną wizytę w grudniu, ale pani w rejestracji zbyła mnie, że nie ma wolnych terminów i zbyła mnie na koniec grudnia w grudniu zbyła mnie na styczeń a w styczniu powiedziała, że pani doktor już mnie nie przyjmie. Pomyślałem: ,,Ok znajdę sobie innego lekarza''. I nawet nie zdążyłem. Przypadkowo pewnego dnia (17.02.2018r.) uderzyłem się w głowę. Jakoś szczególnie źle się nie czułem po tym wydarzeniu. Dopiero wieczorem organizm zaalarmował, że coś jest nie tak. Ból był coraz większy bardzo źle się czułem. Moją żona podjęła decyzję, że jedziemy na SOR. Gdy już zostałem przyjęty zrobiono mi TK, które nie wykazało żadnych zmian - uspokoiłem się trochę. Podali mi jakiś zastrzyk i kroplówkę. Podczas czekania, aż kroplówka się skończy wylądowałem na podłodze - znowu straciłem przytomność - miałem atak. Po pozbieraniu mnie na łóżko dostałem dziwnych drgawek dziwnych bo jeszcze takich nie miałem. Dostałem jeszcze jedną kroplówkę i informacje od lekarza: ,,Zostaje Pan z nami do rana". Okazało się, że po kilku godzinach jednak wypuszczają mnie do domu. Po spędzeniu całej nocy w szpitalu wróciliśmy do domu -  od razu miałem ,,beton'' niedziela z głowy cały czas tylko spanie. Poniedziałek i wtorek nie byłem w pracy środa była też ciężka a w czwartek już było tak słabo, że poszedłem do lekarza rodzinnego. Od razu zwolnienie lekarskie na dwa tygodnie skierowanie do neurologa. Razem z żoną podjęliśmy decyzję, że pójdziemy na wizytę prywatną bo szkoda czasu czekać co się tam ze mną dzieje. Udało nam się jeszcze tego samego dnia. Po przebadaniu przez neurologa została mi podniesiona dawka leku i kolejne skierowanie na badanie RM niestety prywatnie. Po tej wiadomości myślałem, że spadnę z krzesła przecież to nie jest pobranie krwi, które kosztuje 5 złoty. Sam doktor spytał się: ,,Czy stać was na taki wydatek ?''. Odparłem: ,,Nie, ale jak trzeba to trzeba". Nie wiedziałem jeszcze skąd weźmiemy na to pieniądze po takich informacjach byłem taki przygnębiony, że nie myślałem racjonalnie. W tej sytuacji uratowała mnie moja mama. Jestem już po tym badaniu i teraz 09.03.2018r. mam wizytę kontrolną z wynikiem z RM. Zobaczymy co wyjdzie. Najgorsze jest to, że coraz częściej źle się czuje głowa boli kręci się w niej ogólnie źle się czuję co mnie przytłacza. Staram się walczyć z tym aby złe myśli nie przytłoczyły tych dobrych - ale jest ciężko mówię sobie: ,,Dzisiaj przegrałeś bitwę ale nie wojnę''. Zobaczymy jak to będzie najważniejsze, że mam wsparcie w mojej kochanej żonie i rodzinie - to oni jeszcze mnie motywują, aby się nie poddać.


PREZES

niedziela, 4 marca 2018

Zła wiadomość...

Odkąd zachorowałem zaczęła się moja historia z leczeniem choroby i wyjazdami po badaniach i lekarzach. Minimum  co trzy miesiące musiałem i w sumie muszę mieć kontrol u neurologa i być pod stała opieką tego specjalisty. Badania EEG to jak wyjście na spacer do parku. Największą ,,niespodzianką'' była dla nie informacja, że muszę zrobić badanie RM - rezonans magnetyczny. Pierwsze takie badanie miałem 08.07.2013r. Pomyślałem sobie no kolejne badanie, które trzeba zrobić - pojechałem na nie z moją obecną żoną. Samo badanie nie jest złe wjeżdżasz do tzw. komory i masz przyjemność słuchać różnych dźwięków. Natomiast wynik nie ukrywam załamał mnie co prawda po odebraniu i przeczytaniu dużo nie rozumiałem - wiadomo ,,język lekarzy''. Załamał mnie jeden zwrot ,,torbiel szyszynki'' pomyślałem tylko ,,wizytę mam dopiero za trzy miesiące a ja mam coś w głowie co teraz z tym wszystkim będzie co będzie ze mną ?" Po tej wiadomości nawet nie chciało mi się wracać do domu - poczułem się jak bym się zderzył z tirem...

PREZES

Kolejny atak

Pani doktor jeszcze mi powiedziała, że teraz muszę zmienić swój tryb życia brać codziennie leki. Najbardziej przeraziło mnie to uważanie na siebie i zmian trybu życia na bardziej oszczędny ostrożniejszy wypoczętyDostałem skierowania na różne badania typu EEG, TK. EEG się nie obawiałem bo kiedyś za dzieciaka miałem robione. Gorzej było z TK . No ale cóż powiedziałem sobie; ,,Jak trzeba to trzeba zaczynamy nowe życie czy  będzie lepsze czy gorsze przekonamy się z czasem" 

Po umówieniu obu badań okazało się, że mam je jednego dnia i  04.03.2013r. Pojechałem razem z tatą na wycieczkę do szpitala na badania. Najpierw miałem TK, i tam było najciekawiej długie czekanie w kolejce, potem pani pielęgniarka założyła mi wenflon. Jeszcze się jej pytałem: ,,Czy to potrzebne? bo szkoda żeby się zmarnował jak się nie przyda." Pani pielęgniarka na szczęście miała poczucie humoru bo pociągnęła temat i nawet żartowała. Za chwilę mam wchodzić na badanie i mówię do pani pielęgniarki: ,,Chyba zaraz urwie mi się film" a ona: ,,Nie żartuj".I tyle było naszej rozmowy. Reszty nie pamiętam. Po chwili tylko słyszałem głosy ale nic nie mogłem odpowiedzieć - okazało się, że znowu straciłem przytomność. Po pozbieraniu mnie z podłogi chwile odpocząłem i miałem badanie. Po badaniu jednak okazało się, że ten wkuty wenflon nie był potrzebny, ale już nawet nie miałem siły się na to denerwować.  

PREZES

To może od początku...

Wszystko zaczęło się w poniedziałek - 25.02.2013r.  Wróciłem ze szkoły jak każdego dnia. Rzuciłem plecak pod biurko i zacząłem w miedzy czasie robić sobie herbatę. Godziny mijały dzień leciał dalej. Podczas kolacji poczułem się słabo, miałem wziąć jeszcze łyk herbaty, ale stwierdziłem ,,coś się słabo czuje chyba pójdę już spać'' zdążyłem tylko siąść na krzesło i stało się - straciłem przytomność. Po ocknięciu widziałem tylko jak brat mnie zbiera z podłogi. Szybko podjął decyzję, że jedziemy na pogotowie. Po całej procedurze biurowej zmierzyli parametry dali jakiś zastrzyk i wróciliśmy do domu. Położyłem się spać... Rano gdy się obudziłem następnego dnia jak zawsze chciałem się ubrać i iść do szkoły, ale coś mnie tknęło, żeby posiedzieć na łóżku i nagle bach spadłem na podłogę  i znowu straciłem przytomność.  Tym razem pomogła mi siostra zaraz zadzwoniła po mamę, która zwolniła się z pracy i wzięła mnie do lekarza rodzinnego. Lekarz sam nie wiedział co mi jest i dał skierowanie do neurologa. W środę miałem umówioną wizytę - 27.02.2013r. Po tak zwanym wywiadzie diagnoza pani doktor byłą jednoznaczna - epilepsja. Normalnie ścięło mnie z nóg.

Pytam: ,,Jak epilepsja ,,wczoraj'' byłem zdrowy a dzisiaj już jestem chory?'' 

Pani doktor: ,,Tak jest to tak choroba, która przychodzi nagle nie wiadomo skąd"

Złamanym głosem odpowiedziałem tylko: ,,Aha ok"

I tak się w sumie zaczęło a jeszcze więcej skończyło...


PREZES 

sobota, 3 marca 2018

Siema...

Witam Was serdecznie na moim blogu. 

Bardzo się bałem i miałem wiele obaw czy go założyć, ale jak to mówią ,,KTO NIE RYZYKUJE TEN NIE PIJE SZAMPANA''. Więc po długich walkach myśli postanowiłem, że go założę. Posty będą dotyczyły ,,perypetii'' mojego życia tzw. wzloty i upadki. Mam nadzieję, że więcej będzie tych ,,dobrych'' wpisów niż tych ,,złych'' i nie raz wrócicie, żeby przeczytać kolejną historię...

Trzymajcie się ciepło - pozdrawiam Was PREZES



Tego bloga dedykuję mojej kochanej żonie, której bardzo wiele zawdzięczam - dziękuję Ci